O Małym Księciu i Zmartwychwstaniu

Czasami, kiedy kogoś nie znam, czyli kiedy jego twarz nic mi nie mówi; kiedy jego dusza jest mi zupełnie obca; kiedy nie wiem, co się w nim kryje; gdy nie wiem, czy z nim śpiewać, czy ziewać; czy można liczyć z nim gwiazdy, czy tylko pieniądze; czy można mu opowiadać bajki, czy tylko plotki – to pytam go: „Czy lubisz Małego Księcia?”.

I jeśli ten ktoś się uśmiecha i mówi: „Tak, to mój Przyjaciel”, to już wiem, że z tym kimś mogę słuchać gwiazd jak dzwoneczków; mogę kochać baranka i kolczastą różę; mogę lubić wszystkich na świecie latarników; mogę wędrować z nim do studni po krople wody i widzieć to, co niewidoczne dla oczu, a najważniejsze. I wiem, że on może być moim Przyjacielem, bo przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem. Ale jeśli ktoś mówi, że nie zna Małego Księcia; że jeszcze o nim nie słyszał, to mówię mu: „Musisz koniecznie go poznać, a jeśli go polubisz, to polubimy się obaj i zobaczymy mnóstwo niewidzialnego, a serca zamienimy w mikroskopy, teleskopy, lornetki i cudowne okulary”. Ale czasem ktoś mówi: „Czytałem o nim, lecz go nie polubiłem i nie chcę mieć z nim do czynienia”. Wówczas to ja też nie chcę mieć nic do czynienia z tym człowiekiem. Z nim nigdy nie mógłbym zobaczyć tego niewidzialnego, a to przecież najważniejsze.

Dlatego dzielę ludzi na tych, którzy znają i kochają Małego Księcia; tych, którzy go jeszcze nie poznali, ale – kto wie? – może już jutro…; oraz na tych, którzy nie chcą go poznać. I ja też znać ich nie chcę, bo kto nie potrafi lubić baranka, latarnika, kochać róży i wszystkiego niewidzialnego, nie może być moim przyjacielem.

/…/

Gdy czytam wiosenną Ewangelię o Zmartwychwstaniu, to też dzielą mi się tamci ludzie na tych, co widzieli Jezusa znów żywego; odczuli Go dotykiem swojej wiary – i od razu zaczynam ich lubić za ich zdziwione twarze; za zmartwioną, zbyt stroskaną radość; za kołaczące serca, co uwierzyły w to, co całkiem „nie–do–wiary”. Następni to ci, którzy Jezusa nie zobaczyli jeszcze, ale potem usłyszeli, uwierzyli i pobiegli Jego śladami przez życie, aby zobaczyć Go w końcu na progu śmierci i wiecznego życia. Oni są też tacy w sam raz do lubienia. Z nimi można zamknąć oczy i zobaczyć kawałek nieba; miłość, której oczami nikt nie zobaczył i ślady, które pozostawił po sobie Jezus, spacerując po jeziorze.

Ale są tam jeszcze ludzie, którzy nie widzieli Jezusa, bo nawet gdyby Go spotkali, to i tak powiedzieliby, że to kłamca, przebieraniec; że to duch, upiór, zjawa… To wartownicy, którzy nie chcieli zobaczyć otwartego grobu; i anioła odrzucającego głaz jak piórko; i tych kobiet, które zamiast płakać, ucieszyły się, jakby w grobie zobaczyły furtkę do nieba.

Ja nie wiem, czy chciałbym mieć coś do czynienia z tymi ostatnimi. Nie wiem, czy chciałbym się zaprzyjaźnić z kimś, kto nie chce widzieć nic oprócz zła, brzydoty, śmierci i pieniędzy. Przecież takiemu nic nie mówi wiatr ani łza; nic nie mówi zaśpiewujący się na śmierć słowik; nic mu nie mówi ktoś, kto tańczy z radości i jak wariat bierze się za darmo do najcięższej roboty i do najtrudniejszej miłości. Taki ktoś nie zaprzyjaźni się z Małym Księciem ani Kubusiem Puchatkiem, ani Piotrusiem Panem. Taki ktoś cieszy się wówczas, gdy wokoło króluje śmierć. Taki ktoś, gdyby kazać mu wybrać pomiędzy srebrnikami a samym Bogiem, wybrałby pieniądze, bo pieniądze widać, a Boga – nie.

Kocham patrzeć w te zdziwione i spłakane twarze tych, co widzieli Jezusa i tych, co kiedyś będą Go mogli zobaczyć… Lubię ludzi, którzy patrzą na świat oczami Małego Księcia…; oczami Zmartwychwstania.

/Myśli zasłyszane w niepamięci czasu z kanonem lektur szkolnych, autor nieznany/

 

Radości wielkanocnego poranka!

Wiary w to, co zupełnie „nie-do-wiary”!

Niech Zmartwychwstały Chrystus daje siłę, odwagę i pokój serca!

Z okazji Świąt Wielkanocnych życzą

Dyrektor, Nauczyciele, Pracownicy oraz Uczniowie

Publicznej Szkoły Podstawowej w Jeżowem-Podgórzu

PS I niech w Waszych domach na stołach pachnie tradycyjny biały żurek ze „święconką”!